niedziela, 27 stycznia 2013

...


Ferie.
Tyle opcji, a potem i tak rzeczywistość weryfikuje plany. Aktualnie myślami jestem w Krakowie, może dlatego że Kroke tworzy niesamowity klimat muzyką, której właśnie słucham... Po prostu odpływam.
Teraz będzie swobodny strumień świadomości. Albo strumyczek, bo chciałabym wrócić do czytania kolejnego tomu mało ambitnej książki z gatunku fantasy. Kiedy już mi się znudzi, poczytam prace maturzystów, które nawet w nocy nie dają mi spokoju. Zebrało się tego sporo, a ja nie mogę narzucić sobie jakiegoś słusznego tempa. Dobrze, że są ferie. Mam jeszcze tydzień, a motywuje mnie wspomnienie dzisiejszego snu. Śniło mi się, że jestem w Krakowie, a tu nagle ktoś zaczyna dopytywać, co dostał z wypracowania. Po ocknięciu się poczułam ulgę i postanowiłam, że coś z tym zrobię. Teraz zaparzyłam sobie kawę w nadziei, że po kolejnej wypitej o tej porze nie będę odczuwać senności i z tego powodu zacznę czytać te prace o wojnie. A swoją drogą to śniło mi się wcześniej, że jestem w obozie koncentracyjnym. Dziś naczytałam się o doktorze Mengele, oglądałam jakieś programy o II wojnie światowej. W dodatku kończy się dzień ofiar Holocastu... I tak się to wszystko zazębia.
Chyba się starzeję, bo zaczynam "odczuwać" rozmaite rocznice. We wtorek rocznica powstania zbiegła się w moim przypadku ze snuciem planów wakacyjnych. Z miejsca, w którym będę, jest tylko 50 km do powstańczej mogiły z "Nad Niemnem" i powoli zaczynam nakręcać towarzyszy podróży, żeby tam pojechać. Widzę, że ta metoda zazwyczaj daje najlepsze rezultaty. Dzięki niej w czerwcu będę prawdopodobnie przeklinać producentów mebli. Po prostu nakręcił nam się remont. Miała być znów tylko szafa w jednym pokoju, a już w ubiegłym tygodniu faktem stały się metry kwadratowe paneli, złożonych na jakiś czas w piwnicy.
Tak w ogóle to stwierdzam fakt, że czasem samo planowanie sprawia tyle radości, co realizowanie planów :)

Chyba w kwietniu pojadę do Krakowa. I do Oświęcimia. Chciałam napisać, że za kompozycję stawiam sobie 0 punktów, ale teraz widzę, że to wszystko jakoś się ze sobą łączy... Przynajmniej dla mnie :)

niedziela, 28 października 2012

35


Mój tata nie wie, ile mam lat. To nic, przecież to się ciągle zmienia.

Mam poczucie, że coś jest ze mną nie tak. Nie zależy mi na niektórych sprawach tak, jak powinno zależeć. Za to inne przeżywam jak dziecko. Nie chcę tego analizować.

piątek, 26 października 2012


Powiem krótko: organizacja czasu nie jest moją mocną stroną.
Ciągle siedzę zakopana w papierach, ale "był czas przywyknąć", więc nie narzekam, tylko cieszę się, że jest piątkowy wieczór. Wyśpię się! :)
Jak tak dalej pójdzie, to może nawet oswoję i polubię Warszawę...

poniedziałek, 17 września 2012

Lepszy


Jutro będę z klasą czynić świat lepszym...
Idziemy sprzątać papierki,puszki, kapsle i co tam jeszcze na "sercu" i w okolicach góry zamkowej młodzież porzuca. Nie ukrywam, iż cieszy mnie fakt, że mam tylko 1 lekcję. To raduje po obu stronach biurka :]
Ktoś mi dziś uświadomił, że stres rozładowuję przez narzekanie. Wniosek: więcej już się tej osobie nie zwierzę ;)
Idę poczytać książkę dla normalnych ludzi.

piątek, 14 września 2012

Myślenie podobno nie boli


Jestem wredna... brakuje mi cierpliwości. W dodatku nie wiem czy za brak kojarzenia najprostszych faktów mogę winić kogoś, kto tak po prostu ma. Ale z drugiej strony wydawało mi się, że przewracanie kartek do kserowania nie jest tak trudne dla człowieka z wyższym wykształceniem. Pan doktor na psychologii powiedział nam kiedyś, że magistra należy podejrzewać o iloraz inteligencji 120 i więcej, więc może jednak moje oczekiwania są uzasadnione.
Na szczęście mam weekend.

czwartek, 6 września 2012

+


Nie tylko „buty i telefon głuchy”… Po „Trzcinie” zostało tez konto na NK i tłum ludzi, którzy nie potrafią uwierzyć, że to już.
W swej naiwności podświadomie zakładałam, że pojedziemy w jeszcze kilka miejsc... Spotkamy się na kilku imprezach. Jutro będzie ostatnia, tylko nie mam pewności, czy najważniejsza osoba będzie obecna duchem…

środa, 29 sierpnia 2012

Lajf, że tak powiem


Po ostatnich 4 godzinach jestem wyczerpana.
Postanowiłam, że nigdy nie sprawię sobie zwierzaka. Jednego, nie z własnej woli, jeszcze (na szczęście!) mam, ale nie chcę więcej tego przechodzić. Dzięki pani weterynarz… Panią chyba ruszyło sumienie, bo już wyjeżdżaliśmy, żeby zawieźć psa do najbliższego pracującego po godzinie 18.00 lekarza (80 km od mojego domu), kiedy zadzwoniła z propozycją, że spotkamy się gdzieś na trasie. Najpierw musieliśmy jechać do kliniki. Tam jej koleżanka dała nam leki i sprzęt. Potem jechaliśmy chyba 150 km/h, bo z psem było naprawdę kiepsko. Okazało się, że 25 km od domu na parkingu pod jakimś biurowcem pies dostał 3 zastrzyki i mogliśmy wracać do domu. Teraz ma pysk jak rottweiler, ale mam nadzieję, że do rana opuchlizna zejdzie.
Tak to jest, jak pani się uprze, żeby zaszczepić psa, mimo że ma uczulenie na tę szczepionkę. Następnym razem chyba uwierzy.
Ja wiem, że istnieją większe problemy. Wiem, że na świecie jest mnóstwo cierpienia. Zawsze drażniło mnie współczucie dla zwierząt i jednoczesny brak współczucia dla ludzi… I dlatego więcej nie będę mieszkać pod jednym dachem z psami, kotami, chomikami itp. W takich momentach rozumiem też dlaczego bronię się przed założeniem własnej rodziny… Ja się po prostu boję.
Głupie.