niedziela, 28 października 2012

35


Mój tata nie wie, ile mam lat. To nic, przecież to się ciągle zmienia.

Mam poczucie, że coś jest ze mną nie tak. Nie zależy mi na niektórych sprawach tak, jak powinno zależeć. Za to inne przeżywam jak dziecko. Nie chcę tego analizować.

piątek, 26 października 2012


Powiem krótko: organizacja czasu nie jest moją mocną stroną.
Ciągle siedzę zakopana w papierach, ale "był czas przywyknąć", więc nie narzekam, tylko cieszę się, że jest piątkowy wieczór. Wyśpię się! :)
Jak tak dalej pójdzie, to może nawet oswoję i polubię Warszawę...

poniedziałek, 17 września 2012

Lepszy


Jutro będę z klasą czynić świat lepszym...
Idziemy sprzątać papierki,puszki, kapsle i co tam jeszcze na "sercu" i w okolicach góry zamkowej młodzież porzuca. Nie ukrywam, iż cieszy mnie fakt, że mam tylko 1 lekcję. To raduje po obu stronach biurka :]
Ktoś mi dziś uświadomił, że stres rozładowuję przez narzekanie. Wniosek: więcej już się tej osobie nie zwierzę ;)
Idę poczytać książkę dla normalnych ludzi.

piątek, 14 września 2012

Myślenie podobno nie boli


Jestem wredna... brakuje mi cierpliwości. W dodatku nie wiem czy za brak kojarzenia najprostszych faktów mogę winić kogoś, kto tak po prostu ma. Ale z drugiej strony wydawało mi się, że przewracanie kartek do kserowania nie jest tak trudne dla człowieka z wyższym wykształceniem. Pan doktor na psychologii powiedział nam kiedyś, że magistra należy podejrzewać o iloraz inteligencji 120 i więcej, więc może jednak moje oczekiwania są uzasadnione.
Na szczęście mam weekend.

czwartek, 6 września 2012

+


Nie tylko „buty i telefon głuchy”… Po „Trzcinie” zostało tez konto na NK i tłum ludzi, którzy nie potrafią uwierzyć, że to już.
W swej naiwności podświadomie zakładałam, że pojedziemy w jeszcze kilka miejsc... Spotkamy się na kilku imprezach. Jutro będzie ostatnia, tylko nie mam pewności, czy najważniejsza osoba będzie obecna duchem…

środa, 29 sierpnia 2012

Lajf, że tak powiem


Po ostatnich 4 godzinach jestem wyczerpana.
Postanowiłam, że nigdy nie sprawię sobie zwierzaka. Jednego, nie z własnej woli, jeszcze (na szczęście!) mam, ale nie chcę więcej tego przechodzić. Dzięki pani weterynarz… Panią chyba ruszyło sumienie, bo już wyjeżdżaliśmy, żeby zawieźć psa do najbliższego pracującego po godzinie 18.00 lekarza (80 km od mojego domu), kiedy zadzwoniła z propozycją, że spotkamy się gdzieś na trasie. Najpierw musieliśmy jechać do kliniki. Tam jej koleżanka dała nam leki i sprzęt. Potem jechaliśmy chyba 150 km/h, bo z psem było naprawdę kiepsko. Okazało się, że 25 km od domu na parkingu pod jakimś biurowcem pies dostał 3 zastrzyki i mogliśmy wracać do domu. Teraz ma pysk jak rottweiler, ale mam nadzieję, że do rana opuchlizna zejdzie.
Tak to jest, jak pani się uprze, żeby zaszczepić psa, mimo że ma uczulenie na tę szczepionkę. Następnym razem chyba uwierzy.
Ja wiem, że istnieją większe problemy. Wiem, że na świecie jest mnóstwo cierpienia. Zawsze drażniło mnie współczucie dla zwierząt i jednoczesny brak współczucia dla ludzi… I dlatego więcej nie będę mieszkać pod jednym dachem z psami, kotami, chomikami itp. W takich momentach rozumiem też dlaczego bronię się przed założeniem własnej rodziny… Ja się po prostu boję.
Głupie.

wtorek, 28 sierpnia 2012


Wakacje się kończą. Jeszcze rzutem na taśmę zdobyliśmy Malbork. Fajnie było, chociaż te kilka godzin chodzenia po zamku dało się poczuć. Szkoda, że nie mieliśmy siły zostać dłużej i jeszcze połazić na własną rękę.
Generalnie to siedzę u siebie, piję kawę, słucham gotyckich (niby) pieśni po niemiecku i zaraz zacznę pochłaniać ostatnie 200 stron IV tomu sagi, więc wszystko (oprócz kompa i kawy) w klimacie ;)

sobota, 25 sierpnia 2012

Po


Tak jak pisałam: byłam w miejscu niegdyś magicznym. Teraz ktoś mi je trochę odczarował, ale i tak piękne te Bory Tucholskie :)
Dziwnie mieć w Ocyplu cały czas dla siebie, nie robić wszystkiego o konkretnych godzinach i nie czekać z utęsknieniem, kiedy w końcu dzieciaczki pójdą spać. Może nie licząc rodzeństwa, które potrafi być upierdliwe. Mimo wszystko cieszę się, że pojechaliśmy gdzieś we trójkę. Chyba musimy częściej tak sobie organizować czas, żeby kiedyś nie żałować...

wtorek, 7 sierpnia 2012


To jest jedno z miejsc, do którego myślałam, że już nie wrócę. Zwłaszcza, że od kilku lat nie ma już kogoś, kto nas tam zabierał. Wróciłam. Łatwo nie było, ale szczególnych problemów nie było (w porównaniu z obwodnicą w Elblągu trafienie pod dęby nad Niemnem to pikuś). Dopiero teraz zobaczyłam jak tam jest pięknie. Zapachniało mi "Inwokacją" ;)

Mam wrażenie, że ludzie myślą o Białorusi stereotypami. Już tylu ludzi pytało o to, czy wyjazd tam jest bezpieczny. Jak przewieźć aparat fotograficzny, nie mówiąc o robieniu zdjęć. Jakoś nigdy nie czułam się tam zagrożona. Nigdy nikt nie zwrócił mi uwagi, że robię zdjęcia. Na granicy machnęli ręką na mojego laptopa i stwierdzili, że nie ma sensu wpisywać go do deklaracji, chociaż na forach ludzie rozpisują się, jak radzić sobie z celnikami, którzy tylko czekają, żeby przejąć od Polaków ich sprzęt. Sporo w tym wszystkim przesady.
Owszem, jest specyficznie. Mnie trochę bawiło oglądanie i słuchanie wiadomości. Poczułam się jakby Związek Radziecki nadal istniał. Codziennie informacje o tym ile zboża zebrano w ciągu dnia. Codziennie słowo od wujka Aleksandra, który radził, upominał, a czasem nawet chwalił w sposób nadzwyczaj powściągliwy. Najbardziej rozbroiła mnie uwaga o tym, że białoruska część Puszczy Białowieskiej powinna być nastawiona na dojenie kasy z turystów zza zachodniej granicy. Jak myślę o kolejnych wyprawach po wizy do Gdańska, to mam wrażenie, że ludzie prędzej uderzą do Białowieży albo Hajnówki niż do białoruskiej części tej puszczy. A szkoda.

Miałam napisać więcej, ale mi się nie chce.

Jadę do Ocypla. Z braćmi. Czyli kolejne miejsce, do którego miałam już nie wrócić. Tak mi się przynajmniej wydawało, kiedy wyjeżdżałam stamtąd 3 lata temu...

środa, 1 sierpnia 2012

Powrót


Miałam wrócić do korzeni. Poniekąd to uczyniłam, ale takie powroty bywają trudne. Pusta chatka, wymierająca wioska, wykruszający się krewni. Znowu trudne pytania z cyklu: "co dalej?" Nie rozpraszał mnie Internet, nie ścigały telefony, nigdzie się nie spieszyłam. Może po prostu nie trzeba pytać o przyszłość, tylko dobrze przeżywać teraźniejszość...

piątek, 20 lipca 2012

Powrót do korzeni...


Od jutra Białoruś. Pewnie będę poza zasięgiem, ale chyba mi tego potrzeba.
Cały czas zastanawiam się, czego jeszcze zapomniałam. Pomyślałabym jeszcze, ale dziś po wycieczce nie mam siły...

sobota, 14 lipca 2012


Miał być Budapeszt, jest - d... w krzakach. Może przy innej okazji tam wrócę. Teraz mam czas na robienie tego, co odkładałam przez prawie rok. Czytam książki i nie doszukuję się w nich drugiego dna, oglądam rozszerzoną wersję "Władcy pierścieni", wysypiam się. No, może z tym ostatnim nie jest tak różowo, ale dziś pierwszy raz od dwóch tygodni zasnęłam bez problemu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś mnie tak zestresowało, jak ostatnie żarty pewnego przezabawnego gościa. To naprawdę nie było śmieszne. Nawet nie jestem pewna, czy to były żarty.
Poza tym przekonałam się, ile prawdy (i goryczy) jest w zdaniu: "Strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam". Tylko ja tego przyjaciela wzięłabym w cudzysłów...

sobota, 7 lipca 2012



Noc do bani. Widzę, że jestem bliska powtórzenia akcji sprzed lat. Teraz jestem mądrzejsza, ale nie wiem czy wystarczająco silna. Mam dość ludzi, którzy mnie emocjonalnie niszczą.

Poza tym jest tak gorąco, że najchętniej spałabym w wannie z zimną wodą.

piątek, 6 lipca 2012


Myślałam, że już wszystko się wyjaśniło. Jak zwykle w życiu w takich momentach okazuje się, że bardzo się myliłam. Rozum ludzki jest cudownym narzędziem, ale z narzędziami jest tak, że można nimi zrobić sobie lub innym krzywdę.

Byłam w moim wakacyjnym azylu. Wrażenia mieszane, bo czułam się tam jak intruz. To już nie jest moje miejsce. Przeszłam od administracji do jeziora, potem do "stodoły" i stwierdziłam, że chyba czas wracać do domu.
Tylko czemu nadal mnie tam ciągnie?

Teraz wykańcza mnie temperatura i żadne to pocieszenie, że inni też cierpią. Nie chce mi się pakować. Nie mam ochoty w ogóle wsiadać do samochodu. Szczytno? Sama nie wiem co mam robić, bo mam tak zorganizowanych znajomych, że niczego nie można zaplanować. Brakuje mi cierpliwości... Znowu. Wiem tylko, że za dwie godziny nasi siatkarze walczą i mam zamiar to zobaczyć.

czwartek, 28 czerwca 2012


Nadal jestem rozgoryczona i czuję, że coś się skończyło. Wiedziałam, że lekcja pokory i trzeźwości serca mi się przyda...

Zamiast cytatu albo moich wynurzeń link do piosenki: http://www.youtube.com/watch?v=hm6xlwP-ZkE

Poza tym muszę się spakować. Dobrze przynajmniej, że nie muszę zabierać zbyt wielu rzeczy...

wtorek, 26 czerwca 2012

Rycz, mała, rycz...





Do bani. Jadę w piątek do Złotowa. Mam aspołeczny humor, bo zawiodłam się jak zawieść się (zawieść - zawodzić, zawieźć - zawozić) może naiwna nastolatka...
I chyba nie mogę liczyć na to, że ktoś coś zaradzi.

sobota, 23 czerwca 2012





Nie wiem sama, ile już razy próbowałam pozbierać myśli.

Plany się zmieniły. Szkoda, że dopiero wczoraj ostatecznie się wyklarowało. Szlaban na Budapeszt w tym roku. Zakopanego odczuwam niedosyt, ale jakoś to przeżyję.

Przetrwałam zjazd. Mój rocznik przybył licznie (sztuk: 1, słownie: jedna - ja), ale wcale się nie dziwię. Frekwencja nie dopisała, ale chyba fejs i NK zbierają żniwo. Zapewne mnie też by tam nie było, gdyby nie fakt, że uczestnictwo w tej uroczystości zostało wpisane w zakres moich obowiązków służbowych. Znów moja ulubiona pani „organizowała” imprezę. Ten cudzysłów nie jest przypadkiem. Nie znoszę ludzi, którzy swoje obowiązki przerzucają na innych. Następnym razem, kiedy przyjdzie nas dręczyć w sprawie pomocy przy kolejnym przedsięwzięciu, będę przygotowana: będę trzymać w szafce wodę święconą ;)

Z przykrością muszę stwierdzić, że zaczynam odczuwać wypalenie. Wczoraj po raz pierwszy poczułam się jakbym pracowała w jakimś liceum rodem z Beverly Hills 902100. Nie dlatego, że na bogato… Mam wrażenie, że system pucharowy zaczyna obowiązywać nie tylko na boisku… A potem płacz i zgrzytanie zębów, wyzwiska i deklaracje samobójstwa, zaślepieni rodzice i złośliwe laski. Przez takich ludzi tracę zapał do pracy.
Został tydzień…

sobota, 26 maja 2012

***


Przyznaję bez bicia, że wulgaryzmów nie lubię, ale czasem po prostu brak mi sił, żeby jakoś mniej prymitywnie skomentować rzeczywistość. Przyznaję też, że w ciągu ostatnich 9 dni był to czasem jedyny środek ekspresji, który mógł wyrazić moją dezaprobatę dla przejawów głupoty i przyzwolenia na bycie kretynem. Oczywiście, już mam ochotę poprawić poprzednie zdanie, ponieważ dawniej kretynizm był po prostu określeniem stopnia upośledzenia umysłowego, natomiast wspomniane przypadki do tej grupy nijak nie pasują. Talenty zakopane, bo ktoś, kto byłby świetną krawcową z jakiegoś powodu zostaje zmuszony do ślęczenia w liceum. Potem siedzę zamknięta w murach ponurej szkoły i co chwila robię face palm, bo nie będę przecież kląć na czym świat stoi przy swojej polonistce z liceum.
Jeszcze tylko jutro i na kilka miesięcy zapominam o słowach na "m". Różnych słowach na "m". Tylko muzyka na pewno zostanie w moim słowniku i basta!

Cytatów nie podaję, bo mi się zwyczajnie nie chce rozpowszechniać takich głupot. A tak szczerze mówiąc, to nie mam siły znów tego dziś czytać.

Historia z PKP w tle.
Mój tata jechał do Gdańska. W pociągu wyjął książkę i zaczął czytać. Schował okładkę i wcisnął się w kąt przedziału, żeby współpasażerowi nie biła po oczach cyrylica czy jakaś głagolica, bo kniżka była po rosyjsku. Po kilku minutach na linii wzroku pana Stanisława (mojego ojca, nie Wokulskiego) pojawiła się kartka z zadanym po rosyjsku pytaniem, które można przetłumaczyć: "Czyta Pan po rosyjsku?". Odpowiedź pisemna: "Tak". Kolejne pytanie: "A skąd Pan zna rosyjski?" I tak się zaczyna znajomość z głuchoniemym Białorusinem. Mój papa udawał się właśnie celem wyrobienia wizy na Białoruś do konsulatu w Gdańsku, a tu taka niespodzianka. W każdym razie w Elblągu trzeba się było pożegnać. Kiedy już dwaj panowie uściskali sobie ręce w pożegnalnym geście, ojciec mój podszedł do okna, by powietrza świeżego zaczerpnąć. Nagle spostrzegł był powracającego ziomka, który szybko wcisnął Stanisławowi Stanisławowiczowi (wszak imię mój tata po swoim ma tacie) ostatnią karteczkę. Z numerem telefonu.
Oczywiście karteczka zawieruszyła się wśród innych, które ostatecznie wylądowały w śmietniku na przystanku, ale jakby się tak zastanowić... Raczej ciężko byłoby zmusić głuchoniemego do telefonicznych pogawędek.

Poniosło mnie. A myślałam, że nie chce mi się pisać...

P.S. Początek był o wulgaryzmach, więc wstawiam zdjęcia z miejsca, w którym moi koledzy chyba zaczęli sobie przypominać o różnych męskich kompleksach.

czwartek, 24 maja 2012

Skończyło się...



Rozpadło mi się małżeństwo. Stare Dobre Małżeństwo. Chyba w całym tym zamieszaniu przeszłam przez to dość łagodnie, chociaż mam poczucie, że naprawdę coś się kończy. Nie mam na myśli zespołu. Niezapominajki jakoś tu pasują, bo ja pamiętam, chociaż nie mam siły walczyć o coś, co być może nie jest tego warte. Podobno o przyjaźń, która się kończy, nie ma sensu zabiegać. A czasem wystarczy słowo...

Zaczynam pisać jakieś mądrości, które kojarzą mi się z obciachem pierwszej wody, ale skrycie (od tego momentu już nie) liczyłam na to, że w końcu ktoś coś zrozumie...

środa, 23 maja 2012

Maj


Moje wolne popołudnie...
Wczoraj zakończyłam sezon matur ustnych. Mam problem z odróżnianiem dni. W niedzielę skończę sprawdzać pisemne i wtedy tydzień znów będzie miał 7 dni ;)

Jutro moje papiery pojadą do Gdańska. Mam nadzieję, że wpuszczą mnie na tę Białoruś. Jakoś ostatnio nie miałam szczęścia do biurokracji. Wychodzi na to, że moje wakacje nabierają konkretnego kształtu. Szkoda, że nie wypali coś ważnego, ale czasem nie ma sensu się starać. "Bo w tym cały jest ambaras..."

A teraz aneks, czyli to, co mnie rozwaliło w pracach maturzystów:

"Myślała [Izabela Łęcka], że świat jest magicznym miejscem (ogrodem), w którym jest wiele fantazji, a może i nawet animacja. A ona sama, że jest królową, która obrosła w złote piórka."

"Nie przeszkadza mu obecność nieobecnej żony."

"Przychodzili dla Izabeli słowa Pisma Świętego"

"Od tego całego zamieszania wynikającego z przeprowadzonych lekcji miała nietypowe odruchy ciała."

"Bohaterka była bardzo punktualna, bardzo ceniła sobie systematyczność i zjawianie się w wyznaczonych terminach. Nawet w niedzielne popołudnie nie mogła odpocząć, gdyż nogi jej rwały się do góry."

"Służba posuwała Izabelę na krześle."

Dziękuję za uwagę :)

czwartek, 10 maja 2012

Wiedeń


Wiedeń jest fajny. Z tym pięknym modrym Dunajem to przesada, ale poza tym dla każdego znajdzie się tam coś ciekawego. Ja nie wiedziałam kiedy przestać robić zdjęcia. Nie będę już opisywać całej historii tego, jak się prawie spóźniłam. Doszłam jednak do wniosku, że kiedy wychodzimy gdzieś z Dorotą, to musimy mieć "asekurację". Zawsze chcemy sobie skrócić drogę albo za długo ślęczymy nad kawą i potem biegamy próbując znaleźć np. pomnik Gutenberga. [W Poznaniu szukałyśmy tak Muzeum Narodowego. Później okazało się, że znalezione przez nas, nie jest tym, które zwiedzali nasi znajomi.]

Historia, plątanina języków [chociaż to i tak nic przy Budapeszcie, prawda?], pachnące kwiaty, wino, samoloty, remonty, muzea, Klimt [byłam tak blisko i d.pa], konie, kawa, zimna woda do picia w parku [z samiusieńkich Alp, podobno], pomniki, katedry, tulipany... Z tym mi się kojarzy ten wyjazd. Cudnie było :)

I kolorowo :))

wtorek, 8 maja 2012

Bratysława



Gdybym miała mieszkać w stolicy, to zastanowiłabym się nad Bratysławą. Jak na stolicę - bardzo spokojne miasto. Zabytków może nie ma aż tak wiele, ale ja ze wsi jestem, więc lubię spokój, a na oglądanie zabytków mogłabym się wybrać do Wiednia.
Generalnie po jaskiniach mieliśmy już w nogach, a ktoś wpadł na pomysł, żeby po 20 godzinach jazdy i "drinowaniu" (Driny - jaskinie, po których łaziliśmy) wdrapać się jeszcze na zamek. Znowu schody...




Z góry był ładny widok, ale nie wszyscy go mogli podziwiać. Niektórzy woleli odpoczywać, bo przecież przed maratonem trzeba się oszczędzać ;) Może to i lepiej, bo później mieli siły biegać po mieście w poszukiwaniu jakiegoś otwartego sklepu. Wieczorem umierałam z pragnienia, a oni uratowali mi życie. Gdyby nie Tesco, wesoły Romek i jego zmysł zakupowy byłoby ze mną kiepsko. Nie doceniałam moich kolegów z pracy.

W ogóle mam szczęście, że pracuję z fajnymi ludźmi :)

poniedziałek, 7 maja 2012

Speleologia




O jaskiniach wiem mało, ale dziś moja wiedza jest i tak większa niż 2 tygodnie temu.
Kiedy się dowiedziałam, że będziemy spacerować po jaskiniach, stwierdziłam, że może być przyjemnie. No i było. W samych jaskiniach. Słońce smaliło, termometr wskazywał ze 40 stopni, a wewnątrz przyjemny chłód i czasem jakiś nietoperz. Po przeżyciach z dnia poprzedzającego była to miła odmiana.
Za to samo dojście do jaskini było mało komfortowe. Najpierw udzielono mi cennej wskazówki, żeby wszystkie niepotrzebne sprzęty zostawić na dole. Nie posłuchałam, bo lubię chodzić. Wiedziałam, że będzie pod górkę. Żeby mieć podejście szybciej z głowy, wyprzedziłam wszystkich. Jedna górka, kolejna... Za nią następna. Kiedy juz te łagodne wzniesienia się skończyły, zobaczyłam schody. I wtedy przyszedł kryzys. Nie dziwię się, że kilka osób zostało w tym miejscu.
Już dawno tak bardzo jak wtedy nie chciało mi się piwa...

niedziela, 6 maja 2012

Prawie


Prawie nie pojechałam.
Kto nie wie, jak długo kobieta musi się przygotowywać do wyjścia, ten nie zrozumie początku tego posta. 6 minut od pobudki do wyjścia z domu!

Żeby dojechać do Zakopanego o jakiejś ludzkiej porze, nasz "zakładowy" autobus musiał wyruszyć o 4.00 rano. I może by wyruszył, gdyby nie to, że o 2.00 wyłączyłam budzik i poszłam dalej spać. O 4.02 zadzwonił mój telefon. Po raz pierwszy dźwięk dzwonka tak mnie zestresował. Sięgałam po ten telefon i już wiedziałam, że oni tam na mnie czekają. Na szczęście pierwszy raz w życiu spakowałam wieczorem absolutnie wszystko, czego mi było potrzeba. Brat zniósł mi szybko bagaże do samochodu, a ja mokra (zdążyłam się umyć w 5 minut i w minutę ubrać) zostałam dostarczona do autobusu. Towarzyszyła mi świadomość, że teraz wszyscy wiedzą, jak wyglądam, kiedy wstaję rano ;) (myśleli, że jestem niewyspana, a ja po prostu nie miałam makijażu). Te oklaski na powitanie tylko jeszcze bardziej mnie rozbiły. Potem 2 kolejne usterki w autobusie można było zrzucić na mnie, a ja pokornie przyznawałam, że to moja wina. Wtedy można mi było wmówić sprawstwo wielu rożnych nieszczęść, które ostatnio trapiły ludzkość. Może nawet przyznałabym się do wywołania jakiegoś małego tsunami.

To, co działo sie później w trakcie podróży do Zakopca pozostawię w swoim sercu ;)

W każdym razie dotarliśmy na miejsce z kilkugodzinnym opóźnieniem.


c.d.n.

niedziela, 22 kwietnia 2012

Wiosna


Zdjęcie może nie wygląda na szczególne, ale to tysięczne pstryknięcie. Tam na dole został mój rower, a ja poszłam. Prawie w góry.
Dziś wypad za miasto dał mi odczuć dwie rzeczy. Pierwsza: zapomniałam o tym jak potwornie niewygodne jest siodełko w rowerze (że już o mojej kondycji nie wspomnę) i teraz jest ból. Druga: zieleń wystrzeliła! Radość! Optymizm! Entuzjazm!

Powoli trzeba zacząć pakować się na wyjazd. W tygodniu znów będę krążyć po radach, wywiadówkach, latających uniwersytetach (czasem czuję się jak guwernantka przez to chodzenie po domach), giełdach itp.
W tym momencie marzę o kąpieli i wyrku. Nie będę sobie żałować :)

środa, 18 kwietnia 2012



Patrzę na rozgorączkowanych maturzystów (albo i nie patrzę, bo ich zwyczajnie ubywa z powodu samowolnego przedłużania wakacji) i tak sobie myślę, że sprawiedliwości nigdy nie będzie, bo niewielu tak naprawdę jej chce.


Mam wrażenie, że ostatnio zbyt łatwo się wzruszam. Pewnie znów apogeum będzie na maturze i rozpłaczę się przy pierwszej lepszej okazji, kiedy będę już wyczerpana. Kocham maj za późne powroty z pracy, za to, że w soboty i niedziele będą mnie zamykać w szkole, za zapętlenie w czasoprzestrzeni (obym w porę orientowała się jaki jest dzień tygodnia). Jeszcze tylko niecałe 33 lata... ;)

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Ciszy...

Jak to dobrze, że po całym dniu mam gdzie złożyć głowę. Mały cud z jednej, a głupota - z drugiej strony. A ja nie czuję potrzeby mówienia.

czwartek, 12 kwietnia 2012


Kiedy się tak porządnie zazieleni? Łaziłam po wertepach, żeby zobaczyć świeżą zieleń, ale słabo z nią... Jakoś mnie to nie martwi, bo żyję już wypadem kwietniowo-majowym na południe :) Tam pewnie będzie bardziej zaawansowana wiosna.
Żeby nie stracić okazji studiuję jakieś plany Wiednia, czytam przewodniki, oglądam filmy i już zaczynam się martwić, że nie zobaczę tego, co bym chciała. Klimt mi się marzy, a tu muzeum z wystawą jego obrazów zobaczę tylko z Ringu. Za to pewnie pójdziemy jak te snoby do Sachera.
Już postanowiłam, że na pewno będę się włóczyć nocą po Bratysławie. Nieoczekiwanie okazało się, że będzie też okazja spędzić wieczór i noc w Zakopcu. Już sama myśl o tym mnie cieszy :)
Jeszcze tylko te dwa tygodnie...

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Tlen


Pisałam, kliknęłam i znikło (a nawet zniknęło).
Chyba zaczęłam brać pod uwagę, że ludzie są przywiązani do konwenansów, bo tak czują się bezpiecznie. Nie chcę nikomu odbierać poczucia bezpieczeństwa [paradoksalnie, biorąc pod uwagę moją pracę ;)].
Oglądam filmy - przewodniki po Wiedniu. Teraz poczytam sobie o Klimcie, żeby wiedzieć gdzie szukać po nim śladów. Chyba że padnę, bo po dzisiejszym dotlenianiu pewnie szybko zasnę.
A jak ktoś nie oglądał "Wenecji" Kolskiego, to niech sobie zerknie. To nie "Zmierzch", nie "Gra o tron". Film ma klimat,a na zdjęciu miejsce, gdzie "weneckie" dziecię zapuściło się, żeby pooglądać stacjonujące wojsko.

niedziela, 1 kwietnia 2012




Cały tydzień z wariatami. Bariery językowe sprawiają, że niektórzy przestają się czuć pewnie. To tak w skrócie po wizycie.
Chciałabym dużo napisać, ale to niczego nie zmieni.
Niby każdy wie, jak to wszystko się skończy, ale czasem to jest tak realne, że trudno się tak po prostu pogodzić. Najgorszy jest strach przed strachem i sam strach.

poniedziałek, 19 marca 2012


Nie sądziłam, że jakieś zwierzę będzie w stanie poprawić mi humor, ale ta panna ze zdjęcia mnie rozbraja. Właśnie siedzi ze mną i nasłuchuje, czy ktoś nie idzie.
Dziś się odcinam od złości, agresji, gniewu i basta!
Jutro mam jechać do Gdańska, ale nawet nie wiem, o której ruszamy.
Do pracy, rodacy!

sobota, 17 marca 2012

Zielone...


Zamiast Irlandii - Czechy, ale zielone w różnych odcieniach.
Mówiąc szczerze to tej zieleni mi potrzeba.
Już wiem, czemu gniew jest grzechem.

środa, 7 marca 2012

Bunt!


Urodziłam się w roku wydania najlepszej płyty Marleya.
Pamiętam Colargola.
Bałam się gremlinów.
Byłam w Związku Radzieckim (a nawet w Leningradzie).
Zajmowałam miejsce w kolejce, kiedy do sklepu rzucali cukier bez kartek.
Chodziłam na pochody pierwszomajowe.
Dowodem osobistym legitymuję się od lat kilkunastu.
Zdałam maturę i nawet zdobyłam się na wysiłek obrony pracy magisterskiej.
Mam siwe włosy.
W taksówce kierowca zawsze mówi do mnie „proszę pani” lub „szefowo”.
Kiedy wczoraj zadano mi pytanie o staż pracy, mogłam się pochwalić, że to już 10 lat, z czego 9 w „firmie”, z którą nawiązałam kontakt 20 lat temu.
Połowa moich koleżanek zdążyła już po raz drugi wyjść za mąż (znów hiperbola).

Więc dlaczego ciągle mam ochotę kilku osobom podłożyć bombę? Było tyle czasu, żeby się przyzwyczaić do niesprawiedliwości i głupoty...
Może po prostu udziela mi się bunt ludzi, z którymi pracuję? Wygląda na to, że nie dożyję emerytury. Przy tym poziomie wzburzenia zejdę mając lat 66. Na serce. Albo na nerwy.

Boże, dzięki za reggae!

sobota, 25 lutego 2012

Nerwowo


Ciężkie były dwa ostatnie tygodnie w pracy. Ludzie łatwiej krzywdzą dobrotliwych, więc postanowiłam przez jakiś czas chodzić z masce surowej służbistki. Zobaczymy jak długo jeszcze to potrwa, chociaż wolałabym już wrócić do normalności. Póki co mam ochotę powiedzieć: "Spieprzaj, dziadu" kilku osobom, ale powstrzymuję się. Po co się nakręcać i prowokować?
Na szczęście ma plan, a nawet plany. Nawet gdyby któryś z nich nie wypalił, to będą kolejne. Najpierw Bratysława i Wiedeń, potem Dębiany :) No i Budapeszt.
A teraz wracam na chwilę do swoich papierów.

sobota, 11 lutego 2012


Pierwszy tydzień zleciał. Nie wiem od czego od kilku dni kręci mi się w głowie. Raz na jakiś czas da się to znieść. Powzięłam w każdym razie postanowienie, żeby z papierzyskami, które nazbierałam przez ten tydzień uporać się jak najszybciej. Trochę zarwałam nockę i to lekkie wirowanie może być konsekwencją.
Miałam też zamiar całą sobotę sprawdzać, ale rano zadzwonił telefon i okazało się, że chyba jednak dnia trola nie będzie: kuzyn (prawdziwy) przyjeżdża. Teraz czekam na telefon, żeby go eskortować.

Zmotywowałam się do pracy: obiecałam sobie, że jeśli załatwię wszystkie testy, w nagrodę będę mogła sobie poszukać informacji np. o tym, gdzie warto połazić wieczorami w Bratysławie :) Jeśli jeszcze uda mi się kupić jakiś porządniejszy obiektyw do aparatu, to już w ogóle będę spowalniać całą naszą ekipę.
Chaos. Widzę go, czytając tę notkę.

środa, 1 lutego 2012


Siedzę i po raz kolejny oglądam "Chwilami życie bywa znośne". Jakoś nie dociera do mnie, że o Szymborskiej od dziś wypada mówić w czasie przeszłym. Dziś jakoś szczególnie rozwala mnie jej poczucie humoru.
Wczoraj wypad z braćmi wyssał ze mnie trochę energii, ale już się zregenerowałam. Może nie mam zbyt wysokich wymagań, ale podobał mi się "Sztos 2". Poza tym niesamowicie fajnie robić prezenty. Mam nadzieję, że nikt z moich "współpracowników" nie dowie się, że kupiłam sobie płytę Donguralesko. Poza tym jest mróz. Uwielbiam spacery, kiedy powietrze jest takie zdrowe. Bakcyle giną, głupoty wietrzeją i dobrze jest mieć gdzie wracać.

Wracam do Wisi. Zaraz będzie motyw z Gołotą :)

sobota, 28 stycznia 2012


Zabaweczka nadal cieszy. I dobrze, bo strasznie mnie dziś ktoś poirytował. Dobrze, że wizyta duszpasterska ominęła mojego brata. Pewnie ostatecznie utwierdziłby się w przekonaniu, że Kościół to spółka z o.o. z siedzibą w Watykanie. Nie chcę tak na to patrzeć, ale jeśli osoba duchowna zachowuje się jak agent ubezpieczeniowy, któremu ktoś z tej samej firmy ubezpieczył klienta, to ja odpadam.
Nie ma ideałów...
Pozdrawiam wszystkich, którzy rozumieją sens słowa "powołanie". Nie tylko duchownych...

Zima


No i w końcu temperatury poniżej zera. Ma to swoje minusy (dosłownie jest ich w tej chwili 10 na termometrze), ale mnie to pasuje. Tym bardziej, że u mnie ferie :)
Żyje mi się dobrze: czytam VIII tom mojej książki, a na oku mam już kolejną pozycję w tym stylu i ta perspektywa mnie cieszy, oglądam horrory, słucham właśnie kolejnej dyskusji o Smoleńsku (prawie dwa lata, a emocje ciągle niektórych napędzają - mnie też się udziela), cieszę się moim nowym aparatem i już się nie mogę doczekać, żeby wypróbować go gdzieś. W Budapeszcie na pewno (ale raczej nie będę pstrykać fotek pamiętnej ręce świętego), a czy w końcu uda mi się dotrzeć do tego Wiednia - to się okaże.
Wracam do czytania :)

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Zima?


Zimą mieć jesienną deprechę...
Przesadziłam z deprechą, ale nie jestem rozentuzjazmowana, kiedy wstaję rano. Nie lubię snuć się do pracy po ciemku. Mogło być gorzej - mogło znów lać, jak tydzień temu.
Z sentymentem myślę o Tallinie i tęczy na niebie o 22.30...
Tak naprawdę to pewnie nie tylko kwestia pogody. Znów goni mnie robota. Dziś nawet nie oglądam przed snem horroru. B. chciał, ale zlitował się i dał mi spokojnie ogarnąć papierzyska.
Idę spać, bo jutro po pracy muszę pędzić do pracy... Na wieś! Hej, na wieś! Jeśli nie będzie padać, to "dla zdrowotności" znów wrócę z buta :)